Wywiad

Zdobyć zaufanie. Z Evą Riley, reżyserką filmu „Idealna 10-tka”, rozmawia Kuba Armata

15-letnia Leigh jest gimnastyczką i przygotowuje się do pierwszych poważnych zawodów. Kiedy pojawia się jej starszy przyrodni brat, o którego istnieniu dotąd nie wiedziała, jej życie wywraca się do góry nogami. Wchodzi w świat, jakiego nie znała.

Kuba Armata: Twój debiutancki film jest przejmującą opowieścią o nastoletniej gimnastyczce, która przygotowując się do pierwszych poważnych zawodów, musi stawić czoła nie tylko tej sportowej rzeczywistości. Skąd w ogóle pomysł na tę historię?

Eva Riley: Miałam w głowie obrazy związane z młodym rodzeństwem, które w pełnym słońcu przemierza okolicę. Stopniowo zaczęłam ten inicjalny pomysł rozbudowywać. Zainteresowałam się gimnastyką artystyczną, głównie pod wpływem obejrzanych filmów ze słynną rumuńską przedstawicielką tej dyscypliny, Nadią Comăneci. Chciałam jednak, żeby moja historia była osadzona we współczesnych realiach. Kolejnym elementem był temat nagminnych kradzieży motocykli, o których wielokrotnie wspominano w wiadomościach. Stąd moja główna bohaterka Leigh uprawia gimnastykę artystyczną, a jej przyrodni brat Joe jest drobnym złodziejaszkiem i fascynuje się motocyklami.

Myślisz, że sport może być dobrą odskocznią od problemów związanych z otaczającą rzeczywistością?

Uważam, że może być dobrą formą ucieczki, zwłaszcza gdy komuś w jakimś sporcie zaczyna naprawdę dobrze iść. Cała uwaga tej osoby koncentruje się wówczas właśnie na tym, zagłuszając niejako gonitwę myśli i chaos, jaki panuje w głowie. Jest jednak druga strona medalu, bo poświęcenie się jakiejś dyscyplinie sportu potrafi być naprawdę wymagające. Wiąże się z tym stres, za sprawą którego inne problemy mogą powrócić, zwłaszcza w kontekście niezbyt pewnych siebie osób.

Z uwagi na niski status materialny Twoja bohaterka jest też gnębiona przez swoje rówieśniczki z klubu. Uważasz, że dziewczyny w tym wieku potrafią być dla siebie niekiedy wyjątkowo okrutne?

To zależy od dziewczyn! Mam jednak wrażenie, że w środowisku opartym na ciągłej konkurencji często pojawiają się konflikty. Zarówno wśród dziewcząt, jak i chłopców.

Jakie Ty masz wspomnienia z tych lat?

Wiążą się one z długimi letnimi dniami, kiedy nie miałam jeszcze wyraźnie nakreślonego życiowego celu, a większość czasu spędzałam poza domem. Kiedy weszłam w ten poważniejszy wiek nastoletni, skupiłam się przede wszystkim na grupie przyjaciół, ale też zakochiwaniu i odkochiwaniu się w kolejnych chłopakach!

Mam wrażenie, że wizualna i muzyczna strona „Idealnej 10-tki” dobrze koresponduje z wiekiem bohaterów, kiedy emocje są bardziej skrajne, a wszystko odczuwamy dużo mocniej.

Bardzo zależało mi na tym, by wszystko w filmie służyło zaprezentowaniu i wyrażeniu tego, co tak naprawdę oznacza bycie nastolatkiem. To czas, kiedy emocje falują. Chciałam pozostać blisko swoich bohaterów, z całym ich kolorowym, muskanym słońcem światłem. Montaż służył temu, by nadać tej historii odpowiednie tempo i energię. Z kolei muzyka jest próbą wejścia w stan umysłu Leigh. Z jednej strony starałam się wybrać takie kawałki, których ona sama by słuchała, z drugiej te kompozycje miały sprawiać wrażenie, jakby pochodziły prosto z jej głowy.

„Idealna 10-tka” to dla mnie także opowieść o potrzebie bliskości. Twoja bohaterka trafia na nią przez przypadek, kiedy przyrodni brat Leigh pewnego dnia niespodziewanie pojawia się w jej życiu. Wierzysz, że więzy krwi, niezależnie od mniejszych bądź większych kryzysów, są czymś wyjątkowym?

Rodzina z pewnością jest bardzo ważna, ale też trzeba mieć na uwadze, że może ona przybierać różne formy. Zawsze dobrze jest mieć kogoś, kto będzie za tobą stał i bezwarunkowo cię wspierał. I to w innym wymiarze niż nierzadko skomplikowane uczucia, wiążące się z romantyczną miłością. Dzięki rodzinnym więzom można poczuć się bezpiecznie.

Imponująca w Twoim filmie jest chemia pomiędzy dwójką młodych aktorów – Frankie Box i Alfiem Deeganem. Jak pracowaliście, by osiągnąć tak dobry efekt?

Ważny był sam proces przesłuchań, podczas którego nabrałam pewności, że między Frankie i Alfiem jest odpowiednia chemia. Później pozwoliłam im na to, by czerpali z tego przyjemność. Starałam się, by nie wywierać na nich zbyt dużej presji. W efekcie na planie zdjęciowym czuli się swobodnie, komfortowo, także we wzajemnej relacji.

W niektórych scenach Frankie prezentuje spore umiejętności gimnastyczne. Czy ma coś wspólnego z tym sportem?

Frankie jest gimnastyczką, która ma za sobą doświadczenia związane z braniem udziału w wielu zawodach w tej dyscyplinie. Zresztą w taki właśnie sposób na nią trafiliśmy. Odwiedzaliśmy kluby, rozmawialiśmy z trenerami i oni sugerowali nam, które osoby mogłyby wziąć udział w próbach do filmu.

Jakie wyzwania stały przed Tobą jako debiutującą reżyserką?

Z pewnością niełatwe były kwestie związane z niewielkim budżetem. Jako debiutantka musiałam zdobyć także zaufanie ludzi, z którymi miałam współpracować przy filmie. To był długi i intensywny proces zdjęciowy, o wiele dłuższy i intensywniejszy niż w przypadku moich wcześniejszych krótkich metraży. Uważam, że musiałam wykazać się dużą wytrzymałością, żeby przez to wszystko przejść.

Czy przy realizacji „Idealnej 10-tki” towarzyszyły Ci jakieś inspiracje z brytyjskiego kina?

Jest wiele brytyjskich filmów, które bardzo lubię. Wśród nich: „Samotność długodystansowca” Tony’ego Richardsona, „Morvern Callar” Lynne Ramsay, „Fish Tank” Andrei Arnold czy „Zupełnie inny weekend” Andrew Haigha. Wszystkie te tytuły cechują się naturalistycznym aktorstwem oraz piękną stroną wizualną.