Więcej światła i powietrza - wywiad z Martą Karwowską, reżyserką filmu "Tarapaty 2"
Rozmawia Kuba Armata.
Kuba Armata: Zrealizowane przez trzema laty Tarapaty były twoim fabularnym debiutem. Często mówi się, że po udanym początku reżyserowi znacznie trudniej zrobić drugi film.
Marta Karwowska: Miałam dużą tremę i dylemat. Niełatwo było podjąć decyzję, że mój drugi film będzie również dla dzieci. Czułam, że to pewien rodzaj ryzyka, etykiety, której nie chciałabym na sobie mieć, sugerującej że być może już nigdy nie zrobię filmu dla dorosłych. Teraz wiem, że to zależy tylko ode mnie. Zwłaszcza, że i tak sama piszę scenariusze. Praca na planie Tarapatów 2 okazała się świetna. Odważyłam się na więcej pod względem artystycznym. Na pewno pomogła mi w tym też współpraca z Anią Skorupą, coachem aktorskim i reżyserskim.
Jak ona wyglądała w twoim przypadku, bo na taki krok wcześniej zdecydowała się też Kalina Alabrudzińska w swoim debiucie?
Właśnie przez Kalinę trafiłam na Anię. W swojej pracy używa ona narzędzi, na które ja, w kontakcie z aktorami, pewnie bym się wcześniej nie odważyła. Zajmuje się ciałem, emocjami, ale z bardzo pierwotnego miejsca. Wchodzi głęboko, w efekcie dorośli aktorzy mają szansę, żeby wrócić niemalże do dziecięcego odczuwania. Paradoksalnie najtrudniejsze okazało się to dla naszych młodych aktorów. Oni opuścili właśnie to miejsce otwartości i wyrażania emocji bez żadnej cenzury. Teraz tego się najbardziej boją. Choć było to przeprowadzone we wzajemnym szacunku i uważności, dzieciaki się broniły, bo łatwiej było im pewne rzeczy odegrać niż naprawdę je poczuć. Samo obserwowanie tego bardzo dużo mi dało, co przełożyło się chociażby na sporo zmian w scenariuszu. Pierwszy raz pracowałam z kimś takim jak Ania, ale uważam, że okazało się to niezwykle pomocne.
Scenariusz pierwszej części Tarapatów powstał na podstawie historii, którą opowiedziała ci przyjaciółka z dzieciństwa. Jak było tym razem?
To również historia z życia wzięta, choć było nieco inaczej. Po raz kolejny, wraz Agnieszką pojechałyśmy na warsztaty Films for Kids.Pro. Miałyśmy zupełnie inny projekt, choć też była to letnia, wakacyjna historia dla dzieci. Po pierwszym czytaniu ludzie, którzy tam byli zapytali dlaczego, skoro zrobiłyśmy film, który się sprawdził, nie chcemy nakręcić kontynuacji. Tego samego wieczoru Agnieszka zaczęła szukać różnych polskich kryminalnych historii związanych z dziełami sztuki. Tak trafiłyśmy na kradzież obrazu Plaża w Pourville Claude’a Moneta, do jakiej doszło w 2000 roku w Poznaniu. Szybko okazało się, że to coś bardzo podobnego do naszej pierwszej historii, bo jest dramatycznie, śmiesznie i bardzo absurdalnie.
Zatem po raz kolejny wspomniane warsztaty okazały się miejscem, gdzie nie tylko zostałyście zdopingowane do pracy, ale też wskazany został jej kierunek?
To świetne miejsce do pracy, zarówno z uwagi na bardzo dobrych tutorów, jak i samych uczestników. To rodzaj kreatywnego pisania, gdzie kilka osób czyta nawzajem swoje teksty, rozmawia o nich i przerzuca się pomysłami. Często jest tak, że we własnym scenariuszu nie widać rozwiązań, ale w cudzym są one bardzo klarowne.
Przyznam, że mnie zaskoczyłaś, bo wydaje się, że naturalną koleją rzeczy jest kontynuacja, czegoś, co tak dobrze się sprawdziło. W ogóle nie miałyście takich myśli?
Właśnie nie i teraz nawet nie potrafię powiedzieć dlaczego. Chciałyśmy chyba spróbować czegoś nowego, opowiedzieć historię dla nieco starszych dzieci. Paradoksalnie okazało się, że dokładnie taka jest druga część Tarapatów, kręcona trzy lata po pierwszej. Bohaterowie podrośli, pojawiają się trochę inne problemy - pierwsze zauroczenia, zazdrości. To jednak przyszło zupełnie naturalnie, dostroiłam się po prostu do naszych młodych aktorów.
Skąd decyzja, by ekranową Julkę, w której rolę w pierwszej części wcieliła się Hanna Hryniewicka zastąpić Polą Król?
Rozstanie z Hanią było niezwykle trudną decyzją, ale wynikało z prozaicznego powodu - ona po prostu bardzo urosła. Wyglądała raczej jak studentka i nikt na pewno, by nie uwierzył, że ma 13 lat. Zrozumiałam, że mogłabym z nią zrobić film o młodej kobiecie, a nie o dziewczynce. Pisząc scenariusz, cały czas miałam w głowie Hanię i Kubę Janotę-Bzowskiego. Dopiero na etapie prób zrozumiałam, że ona jest do tej roli zbyt dorosła i to się nie uda. Bardzo pomogła nam wtedy reżyserka obsady Julia Popławska, która przekonywała, że w Trójmieście jest dziewczynka, którą warto byłoby do tej roli zobaczyć. To była Pola. Czułam, że mamy niewielkie szanse na znalezienie kogoś równie dobrego jak Hania, ale na szczęście się udało.
W pierwszej części ważni dla ciebie byli doświadczeni aktorzy, którzy niejako trzymali w ryzach tę opowieść. Tutaj, obok znanej z Tarapatów Joanny Szczepkowskiej, pojawiają się: Zbigniew Zamachowski, Sandra Korzeniak czy Marta Malikowska.
Miałam poczucie, że tym razem więcej zależy od dziecięcych aktorów. Byłam zatem otwarta na to, by mieć w obsadzie mniej znanych dorosłych, ale skończyło się inaczej i jestem z tego powodu bardzo zadowolona. Zbigniew Zamachowski był na „pokładzie” na wczesnym etapie pisania scenariusza. W zasadzie ten bohater budowany był pod niego. Od Sandry i Marty bardzo dużo dostałam, wniosły do tego projektu niesamowitą energię. Ta pierwsza stworzyła swoją postać z jakiegoś ogólnego zarysu, strzępków tekstu. Z kolei z Martą związana jest śmieszna historia, bo ona przyszła z córką, która miała wziąć udział w castingu do roli Feli. Byłam akurat świeżo po obejrzeniu serialu Ślepnąc od świateł, gdzie zagrała i w tym całym podekscytowaniu zapytałam czy nie byłaby zainteresowana jedną z ról. Zatem zanim na dobre zaczęłam szukać, okazało się, że już mam.
Czego nauczyło cię doświadczenie pierwszej części Tarapatów w kontekście tego filmu?
Ostatnio znalazłam swój stary notes i na pierwszej stronie miałam spisane wnioski po „jedynce”. Pierwszym z nich było to, że potrzebuję osoby, która pomoże mi w pracy z dziećmi. Rozrusza je, rozkręci, pozwoli wejść w głębsze emocje. Jest też punkt, że warto mieć dzieci otwarte emocjonalnie, które potrafią śmiać się i płakać na zawołanie. Kolejna bardzo ważna dla mnie lekcja, choć może zabrzmieć prozaicznie, to patrzenie w podgląd i pilnowanie tego, co tam widać. Wiele rozgrywa się na etapie planowania kadru, ale dopiero potem otrzymujemy informację czy dana emocja tam jest czy nie. Pracowałam teraz nieco inaczej. Wcześniej byłam cały czas z aktorami, teraz zostawiałam ich drugiemu reżyserowi, a sama siedziałam przy podglądzie i patrzyłam co się „opowiada”. Przy filmie przygodowym to bardzo ważne, bo detale przenoszą informacje związane z kryminalną intrygą. Wiedziałyśmy z producentką Agnieszką Dziedzic, że tym razem chcemy mieć w filmie więcej światła i powietrza. Czułyśmy, że mrok „jedynki” się wyczerpał. No i, że w dwójce musimy mieć psa, bo wszystkie dzieci pokochały Pulpeta!
Rozmawiał Kuba Armata
(rozmowa przeprowadzona dla "Magazynu Filmowego SFP", nr 9 (109)/wrzesień 2020)